środa, 3 marca 2010

NAPINAMY SIĘ PRZED ŚWIĘTAMI

Ten post jest dla tych wszystkich, co to twierdzą, że zrobienie serwetki to "pikuś".

Niestety nie mam zdjęć serwetki ze wszystkimi szpileczkami. To co widać na fotach to już upięte serwetki, które czekają aż wyschną.
Zaczynam upinanie zawsze od środka, potem brzegi a potem mozolne i cierpliwe upinanie w każdym okręgu, przepinanie szpileczek. Po prostu las szpileczek. Nawet ich nie liczę, ale na jednej pięknej serwecie policzyłam i było ich 250!!


Jednak dla efektu końcowego warto!!


Przecież zrobienie serwetki to "pikuś"
Troszkę się zdenerwowałam...


P.S. Dziękuję wszystkim odwiedzającym i zostawiającym komentarze. To zawsze miłe i sympatyczne.
Przypominam o akcji ZAMIAST NOWEGO MOTECZKA...

6 komentarzy:

  1. O tak masz rację, uwielbiam robić serwetki, ale upinać to już nie bardzo, a Twoje prace są bardzo ładne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, wiem cos o tym! No i podpatrzylam, ze upinasz je na styropianie, prawda? Ze tez na to wczesniej nie wpadlam. Piekne serwetki, a tym co mowia "pikus".....no coz....radze sprobowac, skoro to takie latwiutkie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może podeśle Ci 5 serwet na drutach?
    Czekają od kilku tygodni na upięcie....

    OdpowiedzUsuń
  4. Pikuś to chyba wyszydełkować ;) Upinanie, to już wyższa szkoła jazdy i... cierpliwości!
    A swoja drogą, 250 szpileczek - tyle nawet nie mam w domu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lacrimo!! Chyba bym się popłakała!! haha

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. Miłego dnia!