środa, 13 stycznia 2010

LAMPA NAFTOWA

Natura utarła nam nosa i byliśmy bez prądu, wody i ogrzewania przez około 27 godzin. O 16.00 zrobiło się mroczno i zapaliliśmy świeczkę. Rozmawiamy... Nawet jest fajnie tylko robi się chłodno, ale to nic mamy koce no i siebie. Kolejna dostawa herbaty, bo gaz na szczęście jeszcze jest. Herbata smakuje tak jakoś inaczej, a może tylko nam się wydaje. Cisza... nie ma tv, muzyki z laptopa, nawet "sąsiady" przycichli. Czekamy, mija 19.00 i chyba już wszyscy wiemy, że prądu nie będzie. Nie mówimy o tym zbyt głośno. Układamy dzieciaki na łóżkach, okrywamy, co by stópki nie zmarzły. M. wychodzi na trzecią zmianę, a ja wślizguję się pod kołdrę i kocyk i kombinuję jakby tu przeczytać chociaż kawałeczek książki. Sen nie przychodzi. Wyżej naciągam koc, bo ciemność jest fajna... w ramionach męża. Czytanie odpada przy świeczce. Skaczący płomyk robi figle i gubię wyrazy. Mam!!!! Przecież jeszcze kiedy dreptałam do liceum, nie raz w zimie brakowało prądu. Mama przynosiła lampę naftową i odrabialiśmy z bratem lekcje. Potem zmniejszała knot i opowiadała o swoim dzieciństwie. Lubiliśmy słuchać i zazwyczaj jak nie było prądu chodziliśmy spać później niż zwykle przez te mamine opowieści.
Zamarzyła mi się taka lampa i jak tylko taką spotkam to kupię razem z knotem i naftą. Tak na wszelki wypadek. Bo świeczka to jednak nie to samo...

3 komentarze:

  1. Mam taką lampę i używam czasami, jak brakuje prądu. Tylko zamiast śmierdzącej nafty wlewam do niej olej parafinowy. Polecam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi sie ten blog i wlasnie zamiescilam go na liscie moich najchetniej czytanych. Lubie ludzi z pasja.....Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. ale te lampy naftowe to chyba strasznie kopca .... :/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. Miłego dnia!