czwartek, 25 sierpnia 2011

POSZŁOooo .... CAŁĄ SERIĄ

Co jakiś czas mamy w domu "sądny dzień". W taki dzień wszystko idzie jak po grudzie. Tak koło 15.00 każde z nas niecierpliwie kontroluje godzinę na zegarku "Oby do wieczora!!".

Dziś poszło seryjnie:
1. Małgosia zaczęła dzień o 3.00 nad ranem, jeść nie chciała tylko pić. Myślałam, że zaśnie a Ona kopyrtnęła się na brzuszek i gaworzy coś po swojemu. Widząc, że Mama nie reaguje zaczęła po polsku gadać "mama" tym swoim słodkim głosikiem. Tatuś w pracy, więc znikąd pomocy i wybawienia. Modląc się w duchu, żeby Franio się nie obudził, urządzałam zabawy z Małgonią. Rano pojawił się Tatuś i rozbrajająco zapytał: "A co to moje kobitki już wyspane?" Miałam chyba błyskawice w oczach, bo zmył się do łazienki.

2. Franio zrzucił skrzynkę z pelargoniami. "Tak pięknie leciała!" - stwierdził Bartko, który był akurat na placu zabaw i obserwował lot moich pelargonii z czwartego piętra. "Normalnie hardcore". Moje pelargonie "sięgnęły bruku" skąd zostały przeniesione wraz z resztkami skrzynki na mijesce spoczynku (czyt. śmietnik). Pewnie jeszcze przez kilka dni będzie się o latających pelargoniach gadało na osiedlu ;(

3. Po upraniu sukienki z dzianiny zrobiły się zacieki. Popłakałam się nad sukienką i teraz ją namaczam. W wodzie, nie we łzach własnych oczywiście :)

4. Bartko wybierał się do fryzjera 1,5 godziny. (cytaty szczątkowe:
- Nie wiem do którego fryzjera mam iść,
-  Nie mam podkoszulka (czerwony??- zapytałam), Mamo! na taki upał czerwony?? Założył granatowy. Nie pytajcie o sens i logikę.
- Dostanę jeszcze kasę na coś do picia? Nie!!! (odpowiedziałam) - No pewnie, mam umrzeć z pragnienia u fryzjera.
Bartko wypatrzył fryzurę w necie, więc ja do Niego - Wydrukuj i pokażesz fryzjerce. - Mamo! Nie będę jak jakiś debil ze zdjęciem do fryzjera chodził. Wreszcie wydrukował. Fryzjerce powiedział: Jakoś tak, żeby było ładnie. Zdjęcia nie pokazał.
Wygląda inaczej i nie możemy się przyzwyczaić do nowego image Bartka.

5. Nasz pies Fikuś nie zdążył z potrzebą na spacer. Za to zdążył uciec pod stół jak zobaczył, że wchodzę do mieszkania ;) i nie odważył się wyjść.

6. Tato zabrał dzieci na spacer do koni. Małgosia w wózku, Franio na rowerze. Relaks!!W drodze powrotnej łańcuch w rowerze spadł i tata jedną ręką pchał wózek, w drugiej taszczył rowerek i Frania. Po dojściu pod blok Małgosia i Franek na zmiany marudzili. Ja już ogarnęłam dom i wyszłam odetchnąć świeżym powietrzem i lepiej by było jakbym siedziała w mieszkaniu.
Franio wywalił całą paczkę chrupek kukurydzianych, uciekał i tata Go gonił (nowa zabawa Frania). Wreszcie w celu ogarnięcia harmidru zaproponowałam: "Przynieś piłkę to będzie za nią ganiał" Pomysł super. Przed klatką obok pracownicy spółdzielni wykopali dół w celu dokopania się do rury kanalizacyjnej. Nie dokończyli, dół został otaśmowany i zastawiony ławeczką. Tato kopnął piłkę do Frania. Franio popatrzył na nas i z błyskiem w oczach, błyskawicznie kopnął piłkę prosto do tego dołu ( Na moje oko jakieś 2 metry głębokości). Już miałam ochotę krzyknąć GOOOOL, ale popatrzyłam na minę Męża Mego. Była bezcenna i wyrażała tak wiele :) Równie bezcenny widok wydobywania piłki z wykopu. hahahaha

Myślałam, że to koniec "sądnego dnia", ale gdzie tam..... jeszcze podczas szycia żyrafy zapomniała o wszyciu ogonka. To chyba już koniec....

P.S. Czasami jest jeszcze gorzej....ale zawsze następnego dnia śmiejemy się z tych przypadków.

Wypoczęliśmy na Zamojszczyźnie...


... ale   te dzieci wysysają z nas  energię podobnie jak tamtejsze komary krew.

7 komentarzy:

  1. :)eee tam :) Zawsze może być gorzej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiu, super, że potem się z tego śmiejecie.
    Mnie też takie serie spotykają, że czasem to tylko pod kołdrą się schować i nie wyłazić.
    Pocieszające, że może na ten tydzień "serie" już wyczerpałaś :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No to faktycznie "wesoło" mieliście. Na szczęście takie dni nie trafiają się codziennie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. a w poprzednim poście zdjęcie, z którego tak łagodnie im z oczu patrzy ;))) fajne te Twoje dzieciaki

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialna opowieść:) Samo życie. Czasem zdarza się taki dzień, który potem wspominamy ze śmiechem, ale to dopiero potem. W trakcie zaś... nieciekawie. Mi się też zdarza coś takiego: katastrofa za katastrofą, byleby do jutra:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Asiu :) Dziękuję za odwiedziny u mnie :) Bywam u Ciebie też. Dzieciaczki wspaniałe, fajna rodzinka. Pozdrawiam serdecznie i dużo cierpliwości życzę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. Miłego dnia!