Tłum ludzi.
Wychodzą.
Dziki wrzask.
Pierwsze takty i ten głos.
Ręce same podnoszą się do góry.
Z gardła wydobywa się śpiew.
Było głośno, rockowo.
A na drugi dzień... "szeptem do mnie mów", bo struny głosowe zaniemogły.
Warto było...
A dzisiaj mam imieniny razem z Franciszkiem :)
Ten sobotni koncert wg. mnie to wielki niewypał - "wokalista",który z gardła wydawał albo krzyk, albo bełkot........... :(. Żenada po prostu.
OdpowiedzUsuńKto to anonimowy?
UsuńJaka forma wokalisty taki koncert...tego nie podważam.
Wszystkiego najlepszego dla solenizantów. Dużo zdrówka.
OdpowiedzUsuńDziękujemy!
UsuńAsiu, wszystkiego najlepszego;-)
OdpowiedzUsuńZdążyłam przed północą;-)
Dzięki!
Usuń